Kochane,

jako że od jakiegoś czasu moje podróże opierają się często o couchsurfing, chciałam się z Wami podzielić doświadczeniami wczorajszych niesamowitych gości.

Koo & Celine - niesamowita para, 28 i 29 lat. mieszkali w Kuala Lumpur, w Malezji, ale rok temu podjęli szwędaczkę po świecie i na jakiś czas zostawili swoje biura, zbierali kilka lat kasę i teraz się włóczą to tu, to tam, spokojnie, bez ciśnień, póki co byli w Tajlandii, Kambodży, Wietnamie, Laosie, Chinach, Nepalu, Birmie, Mongolii, Indiach, Emiratach, Egipcie, Jordanii, Libanie, Syrii.... i już nie pamiętam. mają budżet mniej więcej ok 10 dolców na dzień ze wszystkim na osobę, wyglądają na takich szczęśliwych, są ze sobą już grom lat, jak wpadli w chłodniejsze rejony kupili kurtki w secondhandzie w Jordanii hihi. za jakieś pół roku, bujania głównie po Europie, wracają do Kuala Lumpur zarabiać na Afrykę, potem na Amerykę Pd. i tak chcą żyć, bo jak twierdzą życie krótkie i przed "game over" chcą się napatrzeć na świat, nasłuchać ludzi. supernormalni. pół nocy oglądaliśmy ich przecudowne zdjęcia, mówili takimi spokojnymi, ściszonymi głosami. naprawdę świetni ludzie, co tu dużo gadać. najbardziej urzekła ich Mongolia póki co, ale nie kategoryzują "fajne, niefajne". wprawili mnie w taki cudowny letarg. dzisiaj rano przy śniadaniu robiliśmy sobie jeszcze trochę jaja z życia, może w Polsce, może ich jeszcze spotkam.
wiem, że to scenariusz dla niektórych tylko i żadne z tych moich wiadomości zupełnie nie mają charakteru agitującego, zwyczajnie chciałam się podzielić tym doświadczeniem z Wami.

Buzia.